– Cześć, Teodozjusz – widzę wyciągniętą rękę. Ile razy ja to już przerabiałem? Po raz tysięczny wyciągam dłoń by odwzajemnić gest dobrej woli.
– Rasgan – odpowiadam, w myślach zaś modlę się do swoich bogów, by nie pytano mnie o imię.
– Rasgan? – dziwne imię.
– Moje – odpowiadam zirytowany.
Tyle razy musiałem się przedstawiać różnym osobom. Nie wstydzę się prawdziwego imienia i nazwiska, lecz przybrane imię ma dla mnie szczególną wartość. Wiele się napracowałem by znaczyło to, co znaczy. By na nie zasłużyć i teraz używam go z dumą.
– Rasgan, jak masz na imię? – zapytała mnie kiedyś w pubie urocza dziewczyna. Zastanawiałem się poważnie czy jej nie powiedzieć pierwszego imienia, bowiem moją słabością są kobiety.
– Rasgan – odpowiedziałem spokojnie. Zawsze staram się być spokojny i zdystansowany przy obcych osobach. Jestem zupełnie inny dla ludzi, których znam lepiej. Nie powiem dla przyjaciół, bo nie wierzę w przyjaźń. Nie po tym co się stało. Nie jest jednak tak, że nie istnieją dla mnie wyjątkowe osoby. Są takie i w tym miejscu chcę im za to podziękować z całego serca. One wiedzą, że o nie chodzi.
– Ale chodzi mi o twoje prawdziwe imię, nie o ksywkę.
– To nie jest ksywka, to moje prawdziwe imię.
– Nie wygłupiaj się Ras. – dziewczyna uśmiechnęła się i szturchnęła mnie lekko. Jakie to typowe zachowanie dla młodych dziewczyn. Ciekawska, balansująca na granicy flirtu i taniego podrywu na śliczną buźkę. – Dlaczego nie chcesz powiedzieć?
– Moje pierwsze imię jest tylko dla osób które kocham. Oni je znają. – rozejrzałem się po knajpie. Nie było żadnych osób z rodziny, nikogo kogo kocham, ani jednego „przyjaciela”.
– Widzisz tych ludzi w koło? – zapytałem spokojnie.
– Tak.
– Ja ich znam, a oni znają mnie. Żadna z tych osób jednak nie zna mojego imienia. Dla wszystkich tutaj jestem Rasgan. Dlaczego? Bo to są tylko znajomi.
– Chcesz więc powiedzieć, że dla niech nie masz imienia? – dziewczyna nie dawała za wygraną.
– W pewnym sensie tak.
– A czy dla mnie będziesz miał imię?
– Może kiedyś. Nie wiem. – Dziewczyna uśmiechnęła się. Popatrzyła na mnie swoimi przepięknymi zielonymi oczami. Gdyby miała odrobinkę jaśniejsze włosy i minimalnie mniejsze piersi mogłaby być moim ideałem. Nie była nim jednak.
W czasie gdy ja rozmyślałem i marzyłem o idealnej kobiecie ona po prostu mnie pocałowała. Przeszedł mnie dreszcz. To był długi delikatny pocałunek.
– Czy teraz zdradzisz mi swoje imię? – Popatrzyłem zdziwiony. Posunęła się do tego stopnia by je poznać? Dobrze, że ją polubiłem, bo wyszedłbym bez słowa i więcej byśmy się nie spotkali.
– Moja droga. Mnie nie można kupić pocałunkiem. Nie mam w tym interesu by zdradzać ci swe imię.
– Jesteś dziwnym człowiekiem Ras.
– O ile jestem człowiekiem…
Tak pisałem o sobie w 2005 roku, w listopadzie. Wiele wody upłynęło w rzekach i wiele liści opadło, lecz pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Zastanawiasz się pewnie dlaczego więc podpisuję się pełnym imieniem i nazwiskiem. Ano dlatego, że wymaga tego dobre wychowanie i szacunek dla osób zainteresowanych kontaktem ze mną. Nie jestem zadufanym w sobie bufonem i poważnie traktuję każdego z rozmówców. Jesteś sam, jest was dwóch albo tysiąc? Każdy jest samodzielną istotą i tak też o każdym myślę.
Podobne podejście mam do daty urodzenia. Jest bo jest, ale chwalić się nie ma czym. Dla mnie dzień jak co dzień.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć o sobie? Może teraz pomarudzę odrobinę o swoich doświadczeniach z grami fabularnymi. Otóż przygoda ta rozpoczęła się w pierwszej klasie technikum, czyli około roku 1997. Zaczynałem półelfem, palladynem o imieniu Eldon. Graliśmy wtedy w jakiś autorski system oparty na 2K6. Rozgrywka miała miejsce na lekcjach. Pisaliśmy na kartkach swoje ruchy podając je pomiędzy ławkami. Do dziś gdzieś pewnie leżą jeszcze stosy zapisanych kartek. Zaś najbardziej w pamięć z tamtych czasów zapadła mi elfka Lusilla oraz kolacja z Barlogiem. Teraz się z tego śmieję, ale kiedyś? Poważna sprawa. Później nastały czasy Warhammera i Wampira. Przewinął się Wilkołak, D&D i Fallout. Nadal jednak najbardziej sobie cenię autorskie systemy fantasy.
Uwielbiam fantastykę (z angielskiego fantasy) zaś s-f już nie bardzo mnie bawi. Jedyny sensowny świat jaki spotkałem do tej pory umieszczony w przyszłości to znany chyba wszystkim Fallout. Neuroshima nie przypadła mi do gustu (pewnie dlatego, że ktoś wysadził magazyn Coli przede mną – ach Rian). Oczywiście mam listę klimatycznych i wiele znaczących dla mnie uniwersów (Doomtrooper, WH40k, Wiedźmin), ale autorka to autorka.
Jeśli idzie o książki to zaczynałem nietypowo. Większość zaczyna od Tolkiena albo Sapkowskiego. Ja zacząłem od Dragon Lance. To były Smoki jesiennego zmierzchu. Od razu zakochałem się w magach. Było to oczywiście po pierwszej sesji, więc drugą postacią jaką wykreowałem był mag. Trzecia postać to ludzki wojownik o wielu imionach. W sumie to nie
do końca wojownik. Postać była z Warhammera i zaczynała jako szczurołap. Odwieczna walka dobra i zła, unikanie spaczenia i odpowiednie zachowanie pozwoliły mi przejść przez profesje początkowe aż do najemnika, a później do rycerza najemnego. Nabawiłem się jednak głupoty heroicznej i pewnego pięknego popołudnia stwierdziłem, że nie opuszczę pola bitwy. To był piękny koniec. Ruszyłem w bój z pieśnią na ustach szarżując z kilkoma innymi samobójcami na regiment krasnoludów chaosu.
Wracając jednak do książek. Następną po DL był Hobbit. Uważam, że jest znacznie ciekawszy od Władcy pierścieni, ale ja mogę się nie znać. Później to już było z górki. Chłonąłem teksty jak gąbka wodę. Conany, Sługę magii, Uczeń skrytobójcy itd., itp. Aż przyszedł ten dzień. W bibliotece pojawiła się nowiutka seria. Od razu wziąłem całą, nawet piąty tom w oryginale. Kroniki zmiennokształtnych. Cykl który całkowicie odmienił moje podejście do RPG, światów i postaci które odrywam. Tak narodził się pomysł nieśmiertelnego elfa. Nie miejsce to jednak by zachwycać się kunsztem J. Roberson. Później znów kilka mniej lub bardziej wartościowych książek i kolejne bum. Sapkowski z Sagą o wiedzminie zaprzątnął mój umysł. Książki wszech czasów. Nie czytałem nic lepszego. Na daremno porównywać polaka do ojca fantasy – Tolkiena. Zupełnie inne klasy i sposoby pisania. Znów pewnie okrzykną mnie
heretykiem, ale wole wiedźmina od Bagginsa. By jednak nie narażać się dalej może poopowiadam o filmie i muzyce?
Muzyka. Lubię symfoniczny black metal. Tutaj warto wspomnieć o kapeli Summoning i znakomitej płycie Dol Guldur. Mniej chętnie słucham Dimmu Borgir, a to tylko i wyłącznie dlatego, że wydaje mi się mniej melodyjny i spokojny. Z niespokojnej muzyki to zdecydowanie Rhapsody – Land of immortals, I wait for my days. hehe. lubię to śpiewać, podoba mi się. Wpływ na moją psychikę miała również polska kapela Artrosis. Z gotyku uwielbiam również Nightwish. Ogólnie gustuję w melodyjnych skocznych kawałkach, często mających wiele wspólnego z folklorem albo w mrocznym, lecz nad wyraz spokojnym i melodyjnym black metalu. Nie wzgardzę dobrym popem czy też niektórymi kawałkami techno, ale to tylko dlatego, że w jakiś sposób oddziaływują na moje emocje. W sumie to każdy gatunek muzyczny jest dobry, żeby tylko potrafił do mnie przemówić, a na to jestem odporny.
O filmach mogę powiedzieć również sporo, szkoda jednak czasu. Podam wam kilka tytułów i aktorów, reszty sami się domyślicie. Top Gun, Days of thunder – w ogóle filmy z Cruisem uważam za świetne. Jako aktora szanuję Seana Conneryego i Mela Gibsona. Podoba mi się Meg Ryan. Mógłbym w kółko oglądać Waleczne serce, Atille i Gladiatora, a wspomnianego wyżej Top Guna widziałem ponad sto razy. Jest jeszcze kilka godnych uwagi filmów. Babylon V, Rok w piekle (tylko pierwsze trzy części). Lubię oglądać anime, a moim ulubionym jest Record of Lodoss War. Zakochany niepoprawnie w Deedlit jestem i już.
Jak już mówię o multimediach to może napomknę troszkę o grach? Wychowałem się na starych RPG – Eye of beholder, Betrayal at Krondor, Dungeon Master. Nie podobają mi się nowe erpegi. Nie lubię Baldur’s Gate, Gothic ani Morrowind. Ulubioną grą jest Fallout 2. Spędziłem też długie godziny nad Heroes of might and magic 1 i 2. Nagrałem się sporo w Age of wonders. Zaś jedynym rpg z aktywną spacją jakie dobrze wspominam było Icewind Dale. Lubię się czasem pościgać w Nascara i NFS. Strzelać nie lubię, więc nie gram w Doom ani jego klony. Nie przepadam również za przygodówkami. Aaa. bym zapomniał o Final Fantasy. Bardzo podobała mi się ósma cześć.
Tyle o mnie i zainteresowaniach. Troszkę jeszcze staram się ćwiczyć fechtunek, lecz cienko z tym z powodu braku czasu i przeciwników. Gram w piłkę nożną i szachy.
Cóż mogę jeszcze dodać? Mam słabość do kobiet, jestem troszkę dziwny. Podobno jestem narcyzem, ale któżby to mógł potwierdzić? Jedyną rzeczą która uważam za dziwną jest rozmowa z komputerem, a tak, to chyba wszystko ze mną w porządku.
Tak oto przedstawiałem się około roku 2000, a może 2010. A dziś? Kiedys to zweryfikuję.